Dla tych co mnie nie znają
Mam dwie ryczące, piszczące, wiecznie głodne córeczkiSą śliczne i mądre
Mają po dwie rączki, dwie nóżki, bujne czuprynki
Doświadczam momentów kiedy mam ich dość
Przeszkadzają mi, drażnią, nie mogę się wysikać w spokoju, ubrać, zjeść...
Trudno jest wyjść z domu, z nimi czy bez
Z mojego męża zrobiły tatusia, z mojej mamy babcię
Ze mnie matkę, mamę, mamusie, mamola
Zmieniły się moje priorytety
Większość moich myśli krąży wokół nich
Gotuję tak żeby im smakowało
Ubieram je tak żeby im było wygodnie
Przed snem przykrywam kołderką, a rano całuję ze szczęścia że SĄ
Bo wiem jaką jestem szczęściarą
Jest taka Antosia, piękna dziewczynka z Knurowa, młodsza 2 miesiące od mojej K2.
Urodziła się z wadami rozwojowymi nóżek i jednej rączki. Czego nikt nie przewidział.
Rodzice robią wszystko, by zdobyć fundusze na operacje córeczki, żeby mogła chodzić.
Druga Antosia - mały wcześniaczek, przyszła na świat wbrew wszystkim i wszystkiemu.
Urodziła się w 31 tyg ciąży z ciąży bliźniaczej, lecz tylko ona przeżyła.
Rośnie ładnie, rozwija się, jest Cudzikiem - tak mówią o niej rodzice.
Jest jeszcze Emilka, która urodziła się pozornie zdrowa, ale w 3 miesiącu zdiagnozowano u niej wadę serca VSD. Próba załatania ubytków w serduszku nie wyszła, a doszła SEPSA, która zasiała spustoszenie, które w konsekwencji spowodowało zmiany neurologiczne, objawy zaniku mózgu... Rodzice wraz z siepomaga zbierają pieniążki na operacje serca dziewczynki.
Wszystkie historie powodują u mnie pieczenie oczu i mrowienie w żołądku.
Przecież to mogłam być ja, mogły to być moje dzieci. M1 także miała wykrytą wadę serca, też VSD ale jej organizm poradził sobie sam z problemem (przy wsparciu tabletek).
K2 rozwijała się początkowo wraz z krwiakiem w macicy, szanse że przetrwa jako pęcherzyk były takie same jak to że nie przetrwa.
I jest
Są
Moje dzieci
Doceniam to
Przekocham je przebardzo
Zawsze
I jak tłukę je w myślach
I jak one ryczą na jawie
Nawet wtedy kiedy epatują złem
;-)
Bo wiem, że macierzyństwo to ostra jazdy bez trzymanki
Wiem, że tak samo trudno mi z nimi jak im ze mną
I wiem, że niedługo wyrosną, a ja zapomnę o przykrych momentach
I przypomnę sobie dopiero jak one będą miały dzieci
albo nigdy już sobie nie przypomnę... ;-)
Antosie i Emilka także poradzą sobie, wierzę w to tak bardzo jak ich rodzice wierzą.
I pomagam im na tyle ile mogę. Pomóżcie i Wy. To naprawdę nie jest trudne.
A ja nie jestem niewdzięczną wariatką - puenta posta i nawiązanie do tytułu ;-)
7 komentarze:
Eh, takie to smutne życie czasem... Nie lubię takich historii bo wiem, że choć u nas wszystko ok, to gdzie indziej ludzie cierpią z powodu chorób swoich dzieci. Taki dramat może spotkać każdego rodzica, my też mogliśmy się w takim punkcie znaleźć, dlatego tym bardziej mnie takie historie ruszają.
Napisałaś to co ja też myślę i czuję..buźka
czy będąc w ciąży bałaś się o zdrowie swoich dziewczynek? mam strasznie irytujące i przerażające sny, że mój poród kończy się źle dla maleństwa albo że rodzi się chore. głupstwo, bo poza małymi zawirowaniami jest okej, ale te sny spędzają mi... no właśnie sen z powiek.
sny to wizualizacje naszych leków, nawet tych najbardziej ukrytych. Ja miałam kiedyś okropny sen, że M1 umiera mi na moich rękach, gdy ja ją niosę do lekarza. Przerażający smutek, brak tchu, zapłakane oczy przez które prawie nic nie widziałam i taki przeraźliwy ból w sercu. A w ramionach coraz to słabsza i bledsza M1. Koszmar jakiego nigdy więcej nie miałam i mam nadzieję że mieć nie będę! W ciąży miałam zupełnie innej natury sny, o których lepiej nie wspominać ;-) ale podobno czasem tak jest. Hormony!
Wydaje mi się że wszystkie matki (prawie) mają taką empatię i miłość ogólnie do dzieci. Wiedzą jaki to trud urodzić, chować i przeżywać te wszystkie choroby, anginy, ospy.. ale to tylko "chwilówki". Dzieci z wadami rozwojowymi też przecież łapią wirusy, bakterie.. i tak samo cierpią. Niewyobrażalną siłę muszą mieć Ci rodzice.
a czasami niedoceniamy że mamy zdrowie dzieci zbyt sie na nich złościmy...a mamy takie szczęscie :)
Dziękuję za tego posta.
Prześlij komentarz