Magia świąt
W przedświąteczny weekend, gdy auto znowu nie chce odpalić, a ja mam ochotę uciec gdzie mnie nogi poniosą, w moim domu dzieją się różne, dziwne rzeczy:- na podłodze leżą tobołki, z których wystają małe rączki, główki i nóżki. Nie sposób ich nie zdepnąć, co wywołuje lawinę płaczu u M1
- po domu chodzi Pani Dyrektorka i ciągle powtarza, że nią jest (M1)
- Oliwka ma urodziny i wszyscy śpiewają jej sto lat (kim jest Oliwka??) Dostaję opierdziel, że ja nie śpiewam
- córki coś żują ze smakiem, chociaż nic im nie zapodałam do jedzenia
- mąż bierze popsute auto, nie ma go 3 godziny i wraca z pomalowanymi na brązowo paznokciami, wkręca sam z siebie żarówki i naprawia lampy, chociaż wcale nie nakrzyczałam na niego
- K2 leżakuje 2,5 godz pod rząd i wcale nie jest chora
W sumie nie jest tak źle. Dobrzy ludzie pomagają, mąż przytuli.
MaMoL nie poddaje się i mimo przeciwności losu przestaje ryczeć, robi bigos, barszcz, kapustę z grzybami i planuje kolejne dni.
Trzeba żyć.
Pierwsza wigilia we własnym mieszkaniu.
Sprostam wyzwaniu?
Zrobię co mogę
I zagonię do pomocy kogo mogę i damy radę.
P.S. Jeszcze gdyby te lale umiały obrać warzywa i umyć naczynia... a one tylko śpią i śpią.
A Pani Dyrektorka nie lepsza, chodzi i gada, wzięłaby się za gary. ehhmm
3 komentarze:
Nie ma to jak dobrze wymienić żarówki i uzyskać pochwałę :D
twoje wpisy sa co raz piękniejsze i nic cie nie drażni i nawet nie złościsz sie jak dawniej.bardzo mnie to cieszy!!!!chyba to zasługa twojego męża...
Publiczną pochwałę ;-)
Prześlij komentarz