Ostatnie tulipany i pierwsze bzy
Są dni i nie ma dniSą tygodnie i nie ma tygodni
Tym razem "nie było tygodnia i nie było dni"
Chciałoby się tak rzec, lecz czy warto?
Pisać o gumach w rowerze, o "wystraszonych" pieszych na ścieżkach rowerowych
o pobitych garach i krwawiących stopach wieczorową porą
Lub tym nieszczęsnym piwku pitym na pociechę, osłodę i ochłodę
wylanym przez drugą pociechę ku rozpaczy i ku praniu wszystkiego?
O tych dźwiękach: pisku, krzyku, rozpaczy przeplatanych z rechotem szczęścia
dobiegających z pokoju dzieci
O prośbach i groźbach wysyłanych jak pociski w stronę małych niewdzięczników
O zdartych kolanach, łokciach, policzkach i bąblach od słońca
albo o wieczornym tuleniu i uspokajaniu wtedy
kiedy to ja potrzebuję tulenia i pocieszenia najbardziej
Może warto, a może nie...
Ale na pewno warto wspomnieć o małej figurce anioła znalezionej w trawie
o laurkach na pocieszenie, na pogodzenie, lub na-nic-wielkiego
nasz kot |
"moja wina, moja wina" |
siostra siostrze - tuż po bójce |
czerwone serce na uleczenie ran |
o wycieczkach rowerowych pełnych zaufania, troski...
no i lodów
o urodzie "dojrzałych", otwartych (na świat) tulipanów
o zapachu bzu, który czuć w całym mieście
o ilości spraw które matka-człowiek jest w stanie załatwić, ogarnąć, zrobić i żyć
o dzieciach swoich lub nieswoich, które dają energię i pomagają pokonać smutki
o słowie kocham którego im częściej używam tym częściej słyszę od innych
No ale o tym mitsubishi sportowym, który zatrzymał się na światłach, uchylił przyciemniane szyby i posłał mi w powietrzu całusa, po czym odjechał z piskiem opon, to naprawdę powinnam sobie darować!
ale nie mogłam...
To był dopiero dzień :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz