Nareszcie przylazł!

00:20 Unknown 3 Comments

Kiedy M1 zdrzemnęła się popołudniu w pokoju z choinką, pomyśleliśmy, że można prezenty podłożyć, że niby Gwiazdor już przyleciał i przez okno wniósł co miał.
No i tak zrobiliśmy.
Gdy M1 się obudziła, spojrzała mętnym wzrokiem na choinkę i NIC.
Następnie nosiła talerze, sztućce do tego samego pokoju i nadal NIC.
Chwilę przed wigilią spojrzała na choinkę, zwątpiła i powiedziała - patrzcie prezenty już są.
Ale to nie był szczęśliwy okrzyk.
To było stwierdzenie. Oczywista oczywistość.
 

Nareszcie przylazł. Dobrze, że nie kazał mi śpiewać piosenek i recytować wierszyków.
Tyle straszenia i wyczekiwania. 
Powstrzymywania się od płaczu, krzyku i przekleństw.
Ale opłacało się - SĄ. 
Duże i małe. Wszystkie moje. 

Tak pomyślała pewnie...
Zjadła co mogła, dużo tego nie było, wraz z cukierkami na choince i piwem wypitym po wszystkim naliczyliśmy 11 potraw.
K2 wzgardziła wieczerzą: 3 łyżeczki barszczyku, 2 kęsy rybki i ryk.
Patrzyła na mnie cały czas opętanym, zapłakanym wzrokiem i próbowała ugryźć jak tylko się zbliżałam - chciała cycka. Wiadomo.
Gdy córki się nasyciły, porzuciły swoje słodkie świąteczne sukieneczki na rzecz samych rajstop i zaczęło się szaleństwo.
K2 próbowała zjeść prezenty lub opakowania i prezenty, a M1 która dostała przewijak wraz z pralką dla lal wcieliła się w rolę matki (oprócz przedszkola będę miała w domu żłobek - słodkie...)
Mnie nazwała babcią, męża tatusiem (patologia, wiem ale po długich prośbach zamieniła mnie na ciocię... hmm nadal patologia) i przebierała osikane pieluchy, prała, sprzątała, usypiała - jak to mama.
Przez bite 2 godziny.
Następnie padła - jak to mama.
Tylko że ona prześpi całą noc, bo dźwięki wydawane przez K2, młodzież pod oknem i petardy jej nie ruszają, ona nie słyszy NIC, śpi.
A niech śpi.
.

Fajnie tak nie spinać się w ten dzień, trochę wyluzować i za dużo się nie kłócić.
Polecam wszystkim.
Ale i tak dziwna taka wigilia bez mamy. Mojej  mamy, w moim rodzinnym domu.


I małe podsumowanie, taka pigułka wigilijna:

wigilia = 15 min jedzenia + 2 godz mycia naczyń
dużo prezentów = dużo papierowego syfu 
wieczorne śmiechy dzieci = późnowieczorny płacz dzieci
świąteczne jedzenie = świąteczne wzdęcie ;-)

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Uwielbiam czytać to co piszesz i w jaki sposób piszesz. Wesołych! ;)

Madzia ;)

Anonimowy pisze...

moja córeczko, Poleczko... swieta bez moich wszystkich dzieci były w ten wigilijny wieczór beznadziejne. Moi faceci wybili mi z głowy nawet obrus biały( bo i tak sie poplami więc nie opłaca sie go kłaść na stole. Musiałam ubrać choinkę sama ( Oni ją kupili i osadzili w stojaku )Przecież jej ubierac jak baba nie będą ( tak mówił mój synek).O dekoracjach nie wspomne..jedynie, że w pośpiechu poustawiałam na stole stroiki.Dziewczynki wnoszą w proste czynności magię i to jest piekne.Chłopcy jak kochają zmieniają sie w rycerzy swoich dziewczyn ukochanych ale potem czas zabija w nich tę rycerskość i nie zrywają sie do pomocy....chyba że znowu zjawi sie w pobliży jakaś księzniczka..może byc nawet bardzo maleńka i znowu odmieniają czyjeś życie . To jest magia miłości niekoniecznie świąt....ale zawsze magia....

Unknown pisze...

Nikt nie jest idealny, trzeba było nakrzyczeń na nich/olać ich i robić swoje, chociaż wiem że ich dwóch to mają przewagę. Mi jest łatwiej M1 zawsze się wstawi za mną, a Kalinę urobimy z czasem...;-) Rycerzom szybko rdzewieje zbroja. Taka płeć ;-)