Koniec świata

15:02 Mamol 0 Comments

Koniec miesiąca, koniec tygodnia, koniec wakacji


Słońce się schowało, zaspokoiło w tym roku chyba wszystkich
Smagało bezlitośnie skórę, paliło końcówki włosów
Woda obmywała nas często - jezioro, basen, rzeka, jezioro
Oszczędności na domowej kranówce - niezaprzeczalne

Dziwny ból ramion po kąpielach, zwiastuje najpewniej powolne wyrastanie płetw
(przecież ewolucji się nie zatrzyma)
Narastająca nerwowość zapowiada koniec cierpliwości,
czyli tej pięknej cechy charakteru przypisywanej częściej matkom (haha)

Nieład w domu, plecaki, torby i siatki, do połowy puste, leżące tu i tam
Pojedyncze buciki, małe buteleczki kosmetyków przypominają, że się działo
Że się bywało, podróżowało

Zamykając oczy widzę drogę wzdłuż Połoniny Wetlińskiej

i myślę o tych litrach wylanych przez córki łez (cóż za marnotrawstwo płynów ustrojowych)
"za gorąco
za ciepło
za daleko
za nudno
chcemy domu, chcemy cienia, chcemy spokoju, chcemy się bawić jak normalne dzieci
nie tak się umawialiśmy
ciągle te szlaki i szlaki, co to w ogóle są te szlaki? "

Szybko otwieram zatem oczy i przypomina mi się kolejna fala jęku, kiedy tuż po Bieszczadach, zawitaliśmy na 3 dni w Pieninach
Po 3 godz jazdy autem oznajmiliśmy dzieciom - jesteśmy na miejscu!
M1 nerwowo spojrzała za firankę okna w aucie - "czy my znowu jesteśmy w górach?"
K2 smutno zapytała - " czy tu też są szlaki po których będziemy musieli chodzić?"


I zaczął się lament. Lament i histeria - to dwa słowa, najbłyskotliwiej opisują nasze górskie historie
Jednakże zdjęcia i wspomnienia są wprost przepiękne
Dziwne to
Pozostaje zapomnieć zatem ból, pot, łzy
A wyrzeczenia dawane sobie z mężem wieczorami,
że już nigdy, ale to nigdy - nie pojedziemy z córkami w góry ctr + alt + delete

Bo kto to wie co nas czeka za rok
Przecież nie koniec świata :)


0 komentarze: