o kocie który jeździł na wakacje

22:17 Unknown 0 Comments

Kot nasz - znaleziony przez dobrych ludzi i przygarnięty przez jeszcze lepszych (czyli nas) jest z nami niecałe 4 miesiące
Był już nad morzem
Był nad jeziorem



W przypadku tego pierwszego - wakacje spędził w mieszkaniu w bloku, podróż autem zniósł całkiem dobrze, nic nie zniszczył
Gdy pojechał na to drugie - mieszkał razem z nami w drewnianej chatce, kilka metrów od lasu, od jeziora, od innych domków pełnych innych zwierząt (ośrodek znany z tego, że można je brać ze sobą )

Wyszliśmy z założenia, że albo ucieknie albo nie ucieknie
(taka karma..?)
Nie uciekł. Siedział pod łóżkiem, wieczorami znikał na obchód ale wracał.
Pierwszy raz chodził po pomoście, po łódeczkach zacumowanych na brzegu, po trawie...

Raz się zdarzyło, że przylazł za nim inny kocur, gonili się nocą po pokoju gdzie spały dzieci, w tym jedno chore.
Mój dzielny mąż, po ciemku i bez okularów przegonił intruza, choć do końca nie wiedział czy to kuna czy lis czy pies czy też kot
(ja myślałam że szatan)
Dźwięki odbijania się zwierząt od ścian, od okien, od drzwi, od nas - nie do opisania
(całe życie przeszło mi przed oczami)

Okazuje się, że można z kotem jeździć na wakacje

Dodam, że w domku była jeszcze 5 dzieci, które tylko marzyły żeby dorwać i pogłaskać sierściucha
Dumna M1 zaprosiła nawet koleżankę, żeby pokazać zwierzątko
M1: mamoo gdzie jest kot chce go pokazać Zosi ??
Ja: za łóżkiem (absolutnie nie było go widać)
M1 podeszła do łóżka i triumfalnie zakomunikowała - tam gdzieś siedzi MÓJ KOT
Zosia: WOW!

I to szczęście gdy wróciliśmy do domu i kot mógł wejść na swoją pufę (po wcześniejszym wywąchaniu całego mieszkania) i zasnąć.
Ten sen to był kamienny sen.