Kołobrzeg

21:23 Unknown 0 Comments

Dziewczyny dowiedziały się, że jedziemy do Kołobrzegu
yeah jedziemy!! jupi do Kołobrzegu!! hurra!!
Okrzykom radości nie było końca.

Nazajutrz w aucie K2 pyta: co to jest Kołobrzeg?
Tłumacze, że tam jest drugi domek babci i że jest morze i już była parę razy
K2 ma słabą pamięć, ale widzę że próbuje coś sobie przypomnieć...

Po długiej drodze, pełnej postojów na siku, jeść i pić - mijamy znak "Kołobrzeg"
Uradowana córka młodsza pyta gdzie ta rzeka?
Lekko prześmiewczo córka starsza ją poprawia: nie rzeka tylko jezioro!!
Przypominam cierpliwie, że nad morze przyjechaliśmy.


Gdy wchodzimy do upragnionego domku babci - K2 zaczyna popłakiwać i jęczeć, bo babci w domu nie ma. No nie ma, bo my jesteśmy, wiadomo. Ona myślała, że tak słodko wszyscy będziemy razem sobie parę dni mieszkać. Miło z jej strony, ale nie tym razem. Mamy w końcu jeszcze dodatkowego pasażera - Kota.
(znowu na wakacjach, w tym roku "biedak" ominął tylko wycieczkę do Londynu)

M1 widząc plażę i morze glebła się na ziemię twarzą do piachu i tak leżała ze szczęścia parę sekund (następnego dnia musiała odreagować emocje i dostała gorączki)
K2 jak to ma w zwyczaju - piszczała , piszczała i piszczała i się nie pochorowała

Pierwszy raz będąc w tym miejscu udało mi się spędzić czas tak jak lubię:
rano biegałam, ćwiczyłam sobie na plaży pilates i jogę, jeździliśmy rowerem,
płynęliśmy statkiem, dużo chodziliśmy, nie malowałam się i ubierałam na sportowo
Kto by pomyślał że w adidasach z Lidla nie tylko cudownie się biega ale i chodzi!!



Nie potrzebny był wózek, mleczko, cycuś, drzemki popołudniowe
To dzieci bardziej dopasowywały się do naszego rytmu niż my do ich.
Cudowna odmiana :-)

Ciekawy był też powrót do domu - z przygodami, a jakże.
Jakieś 120 km od Poznania, wieczorową porą, gdy zatrzymaliśmy się po wodę, siku i żeby Kot mógł się poczołgać po parkingu
(ze stresu jak jest na smyczy to nie chodzi tylko pełza jak gąsienica)
Auto nasze zaniemogło. Akumulator padł.
Po rozpaczliwych poszukiwaniach lin do holowania i klem do ładowania, odkryliśmy, że nikt nic nie ma, oprócz dobrych chęci
I to dzięki nim dwie przemiłe Panie na ciemnym parkingu, rozczulone naszymi przesłodkimi zmęczonymi córkami zaczęły działać.
(przez chwilę miałam plan wyjąć znowu Kota i dać im go na smyczy takiego czołgającego - to byłby dopiero litościwy widok)
Po kilku telefonach miłej Pani, która jak się okazało miała dużo znajomości w tym mieście, spośród ciemności wyłoniło się dwóch zwartych i gotowych do pomocy strażaków
M1 z lekka zbladła, bo myślała, że to policja po nas idzie

Następnie 2 miłe Panie, 2 przemiłych strażaków oraz ja pchnęliśmy samochód
który odpalił od razu
Radości nie było końca, uściskom również
tylko córki w aucie płakały
bo jak tak pchaliśmy to im się paluszki wysypały na ziemię

Cóż...

Aa - i jeszcze jedno zabawne wspomnienie. Wizyta w wypasionym tamtejszym lumpeksie.
Pochłonięci przeglądaniem ciuchów, nagle dojrzeliśmy zaradną córkę, która wzięła koszyk i przeglądała zabawki


Pluszaczki wysypywały się z koszyczka. Cel został osiągnięty. Żyrafka i foczka są ICH.